Teraz najgorsze, westchnęła Kala w duchu. Zasadniczo nie
przepadała za ludźmi w ogóle, a za zbirami Maruka w szczególności i kontakty z
nimi starała się ograniczać do niezbędnego minimum. Trzeba było jednak jakoś
przez to wszystko przebrnąć. Przyoblekła twarz w uprzejmy uśmiech, który
podpatrzyła od Nezamiego i odezwała się jako pierwsza.
– Wino z Raazh
smakuje najsłodziej… – zagaiła i utkwiła w tamtych wyczekujące spojrzenie.
– Ale portowy
trunek najszybciej uderza do głowy… – wybąkał po dłuższej chwili jeden z
najemników, średniego wzrostu mężczyzna o elegancko przystrzyżonej brodzie.
– Rafi Maruk przesyła pozdrowienia –
kontynuowała – i nowe rozkazy.
– Tak? – ten sam
najemnik rozparł się na ławie i spojrzał na nią wyzywająco.
– Macie natychmiast
wyruszyć pod moją komendą – oznajmiła Kala bez przekonania.
Tamci jak na
komendę prychnęli śmiechem.
– Wiedziałam, że
to nie podziała – westchnęła Kala, spoglądając empatycznie na swych rozmówców.
– No, dobrze, miejmy to już za sobą. Który z was w takim razie?
– Który? – brodacz
zmierzył ją obleśnym spojrzeniem. – Dlaczego nie wszyscy?
Jego kompani
zarechotali.
– Nie, nie –
wyjaśniła wciąż tym samym uprzejmym, rzeczowym tonem Kala. Również zapożyczała
go od swego patrona. – Wszystkich was nie mogę zabić. Niestety. Będziecie
potrzebni, poza tym rafi miałby do
mnie pretensje.
Tak naprawdę, kilka lat wcześniej wydarzył
się pewien niefortunny incydent, ale tamci, zwłaszcza jeśli, jak podejrzewała,
niedawno dołączyli do kompanii, zapewne o nim nie wiedzieli. Pojechała –
siedemnastoletnia może dziewczyna – by przekazać Marukowi ważną wiadomość od
swego patrona. Znalazła rafiego wraz
z licznym oddziałem w przygranicznym Kazh i potem przez jakieś dwa tygodnie mu
towarzyszyła. Było to jej pierwsze zetknięcie z kompanią. Kilku
najemników prędko uznało, że zadziera nosa. Gdy zignorowała umizgi jednego z
nich, ten dobrał dwójką kompanów i postanowili razem dać jej nauczkę. Dopadli ją
z zaskoczenia, nie miała przy sobie żadnej broni oprócz sztyletu. Zareagowała
odruchowo, ale najzupełniej prawidłowo – szkolenie Sharima już wtedy dawało
rezultaty. Cała sytuacja jednakowoż dość nią wstrząsnęła – byli to pierwsi
ludzie, jakich własnoręcznie zabiła. Jeden z tamtych przeżył i pobiegł
poskarżyć się Marukowi. Kompania była wzburzona, ale rafi okazał się rozważnym człowiekiem. Osobiście poderżnął gardło
niedoszłemu gwałcicielowi i lakonicznie, ale szczerze przeprosił Kalę,
obiecując, że nic podobnego już się nie powtórzy. Od tego czasu ludzie Maruka się
jej bali i raczej starali się unikać.
Tak czy owak, gdyby znowu zgładziła rafiemu kilku podwładnych, ten zapewne
żywiłby do niej żal, zaś Nezami tradycyjnie zarzuciłby jej brak umiejętności
interpersonalnych.
– A
więc? – kontynuowała ze zmęczonym uśmiechem Kala. – Zabiję waszego prowodyra, a
pozostali będą potem grzecznie wypełniać moje polecenia, zgoda? Tak to się
chyba zazwyczaj odbywa? Załatwmy to od razu na tyłach tej oto speluny i miejmy
wszystko z głowy, co? Nie jadłam jeszcze śniadania. Ty? – spojrzała na brodacza
zachęcająco.
Dług, rozdział 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz