W najnowszym numerze „Nowej Fantastyki” (1/2019) ukazał się
właśnie mój tekst Dalej niż koniec drogi.
Jako ktoś, kto lubuje się w nieistotnych statystykach i zestawieniach
odnotowuję, iż jest to moje pierwszy „nieteraiowe” opowiadanie od czasu Księdza Marka trzech spotkań z demonem z
2012 r. Jak również, iż stanowi czwarty tekst mojego autorstwa, wydrukowany w
„NF” bądź „FWS” (a zatem zrównuję się tutaj z liczbą utworów, jakie dawno temu,
w poprzednim wcieleniu opublikowałem na łamach pewnego nieistniejącego już
periodyku).
Co do samego opowiadania, to stało się ono obiektem
interesującej dyskusji (oraz redakcyjnych bojów;)) pomiędzy mną a redaktorem
działu literatury polskiej „NF”. Za
wszystkie uwagi i wątpliwości chciałem w tym miejscu Michałowi Cetnarowskiemu
serdecznie podziękować – pozwoliły mi one lepiej zrozumieć, o czym właściwie
chciałem opowiedzieć. No i skłoniły mnie do wymęczenia tego oto posta.
Główne źródło inspiracji stanowił, oczywiście, japoński film
Ballada o Narayamie z 1983 r. w
reżyserii Shoheia Imamury. Opowiada on (w bardzo brutalny i dosadny sposób) o
surowym życiu mieszkańców położonej w górach wioski. Kultywują oni tradycję
polegająca na tym, iż każdy członek wspólnoty po ukończeniu 70 roku życia musi udać
się na tytułową górę (Narayamę), by tam umrzeć (zwyczaj znany w kulturze
japońskiej jako „ubasute” – pojawił się nawet w jednej z części komiksu Stana
Sakaia Usagi Yojimbo).
Film jest w duchu hipernaturalistyczny (niech Chłopi się schowają). Epatuje seksem i
przemocą może nie tak spektakularnie jak serialowa Gra o Tron, ale za to o wiele bardziej przekonywująco, jako że
wszystko realistycznie wynika tutaj z bezwzględnych zasad i pragmatyzmu rządzących
życiem wieśniaków.
Bohaterka filmu, siedemdziesięcioletnia Orin jest całkowitym
przeciwieństwem mojej protagonistki.
Matriarchini rodu bez reszty podporządkowana jest tradycji oraz dobru
swej rodziny – tak jak je pojmuje. Bez najmniejszego wahania, na przykład,
wysyła na okrutną śmierć ciężarną dziewczynę wnuka, uznając (podług logiki
wioski jak najbardziej słusznie), że działa w interesie wspólnoty. Końcowe
sceny filmu pokazują jak Orin spokojnie i z godnością zamarza na szczycie
Narayamy, pozostawiona tam przez kochającego syna;)
W tym momencie jako urodzony eskapista wyobraziłem sobie, że
na miejscu Orin znalazł się ktoś buntujący się przeciwko odwiecznym zasadom.
Marzyciel tęskniący za inną rzeczywistością niż ta w której mu/jej przyszło
żyć. Ujrzałem jak osoba ta wstaje, otrzepuje się ze śniegu i… rusza w dalszą
drogę.
Kilka słów co do zastosowanych w tekście konwencji, jako że
one właśnie stały się w dużej mierze przedmiotem gorącej „przedredakcyjnej”
dyskusji. Przede wszystkim – świat przedstawiony nie miał nawiązywać do dystopii
czy też SF. Stylistyka jest tu z założenia trochę bajkowa, metaforyczna raczej
niźli konkretna, "światotwórcza". Nie chcę przez to powiedzieć, że rzeczywistość
"północnej" i innych wiosek jest w stu procentach umowna, czysto
symboliczna, ale na pewno jest o wiele bardziej "przesunięta" ku
takiej właśnie niedosłownej interpretacji, niż typowa przygodowa fantasy,
postapo, dystopia, steampunk, czy elementów czego jeszcze byśmy się tu nie doszukali.
Elementów tych zresztą w założeniu czytelnik ma się właśnie doszukać - czyli
skojarzyć, oprócz Ballady o Narayamie,
nawiązania do wielu innych
książkowych czy filmowych światów. Zwłaszcza tych z japońskiej anime. Statek na
niebie, dla przykładu, miał być nieco steampunkowy a wizualnie został „ukradziony”
z Children Who Chase Lost Voices Makoto Shinkaia. Intruz
"wprawiający w ruch" protagonistkę został z kolei zapożyczony (i
odpowiednio przetransformowany) z Kino No Tabi. Nawiasem mówiąc –
myślę, że całe to opowiadanie to z mojej strony też trochę taki hołd
złożony anime właśnie.
Tak na marginesie, czy znacie pojęcie "pożyczonej
scenerii" z dalekowschodniej architektury („shakkei” po japońsku)? Stosuje
się to rozwiązanie zwłaszcza przy komponowaniu klasycznych ogrodów. Próbuję tu
właśnie (i nie tylko tu) robić coś trochę podobnego – otwierać "okna"
z których widać (za mgłą co prawda) inne teksty i filmy.
Dalej niż koniec drogi
to jednak dla mnie przede wszystkim opowieść nie tyle o jakimś tam świecie (on
stanowi tylko tło), ale o indywidualnej ludzkiej pielgrzymce – i w tym sensie
narracja Gorjim jest nieco solipsystyczna. Z racjonalnego punktu widzenia
można się nawet zastanawiać, czemu nikt wcześniej nie dokonał tego samego, co
starzejąca się kobieta. Nie odkrył nowej drogi. Odpowiedziałbym na to
następująco: prawdziwa ucieczka okazuje się ostatecznie zaskakująco łatwa – pod
warunkiem, że uda nam się pokonać pewne bariery - które istnieją przede
wszystkim nie na zewnątrz lecz wewnątrz nas. I na to
pragnąłem właśnie zwrócić uwagę czytelnika. Nie chciałem, by w pierwszej kolejności
dywagował nad takimi czy innymi mechanizmami społecznymi zniewalającymi
jednostkę (jak w dystopii) lecz by zamiast tego pomedytował nad symboliczną wewnętrzną
wędrówką. Nad tym, że rzeczy, które wydają się całkiem dalekie, mogą być w
istocie bliskie. Moim zamierzeniem było odwrócić uwagę czytelnika od
rozpraszających konkretów i skierować ją ku sprawom bardziej ulotnym.
"Nowy"
świat do którego pod koniec opowiadania dociera Gorjim nie stanowi w założeniu idylli
czy utopii, ale świat "otwartych możliwości"; świat, gdzie ludzki los
nie jest zdeterminowany jedynie przez zewnętrzne okoliczności. I to miał być
kolejny temat opowiadania - czy człowiek (do jakiego stopnia) jest w stanie
uwolnić się spod tyranii opresyjnych okoliczności – najprzeróżniejszych
uwarunkowań politycznych, społecznych, czy rodzinnych.
Nikt też nie powiedział, że Gorjim w jej "drugim"
i, bądźmy szczerzy, już chyba niezbyt długim życiu czekają same przyjemności.
Być może czekają ją przygody. Niebezpieczeństwa. Ale przede wszystkim –
wolność. Choćby na krótko ale jednak.
I wreszcie na sam koniec – zauważyłem ostatnio, że pomysły
często chodzą u mnie parami. No i chyba spodobało mi się pisanie o starych
kobietach. Całkiem niespodziewanie, osiem miesięcy po skończeniu Dalej niż koniec drogi, popełniłem Kontrapunkt (patrz ten oto wpis).
Sytuacja narracyjna jest tutaj pod pewnymi względami łudząco podobna. Oba
teksty opowiadają o starych kobietach, które dokonują retrospekcji własnego
życia. Główny punkt odniesienia i dla Gorjim i dla Halin stanowi niespodziewane
i niezwykłe spotkanie, które przydarza im się w dzieciństwie lub młodości – i
obie kobiety przez resztą swego życia próbują jakoś się do niego ustosunkować.
Znaleźć własną odpowiedź. Na różny sposób i z różnym skutkiem. Ale to już
zupełnie inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz