– Drogi chłopcze, zaniesiesz ten kufel tamtej hm... pani? – poprosił zrezygnowanym tonem.
– Oczywiście – odparł z uśmiechem młodzieniec. Podążył oczami w ślad za wzrokiem Pamira. Dopiero teraz zauważył samotną postać, siedzącą w półmroku w rogu pomieszczenia. Choć w izbie panował spory tłok, ławy w jej bezpośrednim sąsiedztwie były puste. Kas posłusznie wziął kufel i powoli ruszył w jej kierunku, choć poczuł jak ciarki przechodzą mu po grzbiecie. Jakież to złowrogie monstrum odstraszało nawet zuchwałych najemników?
Tajemnicza postać rzeczywiście okazała się kobietą i to na oko raczej niedużą. Nieznajoma miała na sobie prostą koszulę, zaś spod stołu wystawały wysokie skórzane buty i nogawki luźnych spodni. Szyję owiniętą miała saliją, równie czarną jak pozostałe elementy stroju. Tuż obok, oparta o ścianę stała krótka włócznia oraz łuk i kołczan ze strzałami. W półmroku nie widział wyraźnie jej twarzy, ale była młoda – może w wieku Kasa, może trochę starsza.
Gdy się zbliżył, podniosła zamyślony wzrok. Długie, ciemnobrązowe włosy związane były skórzanym rzemykiem. Oczy miały nieco ciemniejszą niż u większości ludzi barwę i wydawały się jakby senne, nieobecne. Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. Wyraźnie różniła się od tamtych najemniczek.
Zanim przeminął błękit, rozdział 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz