A oto cytat na dziś, obawiam się, na czasie w każdym z możliwych światów:
"A więc wyruszyli. Pani Minuhe jechała z przodu, flankowana z
obu stron przez Sze Diriego, który posadził przed sobą Nikudiego oraz Tekriego,
podróżującego na swym silnym dagońskim rumaku wraz z cięższą i większą Fawi.
Pozostali tor–haku–run wraz z trzema
jucznymi końmi trzymali się nieco z tyłu.
Dziewczynka zachowywała z początku rezerwę
godną doświadczonego mirun–ka, ale
Tekriemu szybko udało się przełamać lody. Zaczął opowiadać bajki – te, które
kiedyś usłyszał od matki i te, które sam wymyślił, usypiając Dalauriego. To
dziwne, że tak dobrze je zapamiętał. Wkrótce dzieci słuchały go z zapartym
tchem, choć dociekliwa Fawi raz czy dwa przyłapała go na pewnych
niekonsekwencjach i musiał zaczynać od początku, poprawiając na bieżąco
opowieść.
Podróż była długa;
w pewnym momencie Tekri zmęczył się i Sze Diri przejął pałeczkę, najwyraźniej
chcąc pokazać, iż jego lud również zna bajki, i to nie gorsze od madagorskich.
Tekri jechał
wpatrując się w rosnącą przed nimi ścianę gór, tak jak Fawi i Nikudi ukołysany
szumem bujnych wiosennych traw i chropowatym, hipnotyzującym głosem Sze
Diriego. I tak jak Fawi i Nikudi, zapomniał, że gdzieś tuż obok toczy
się krwawa wojna i nie potrafiłby w tym momencie odróżnić sojuszników od
wrogów. I nagle pomysł, aby wbijać dzieci na pal, niezależnie od wszelkich
możliwych okoliczności, wydał mu się jakimś dziwacznym, niezrozumiałym absurdem
i zrodziła się w nim pewność, że jeśli świat uważa inaczej, to jest to raczej
problem świata, nie zaś jego, Tekriego."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz