Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu. Od września
całkowicie pochłaniały mnie jednak sprawy zawodowe (tak to już bywa, jak jest
się autorem-hobbystą). Za to wcześniej, w sierpniu udało się wreszcie ukończyć „Krzyk”
– a więc przy okazji i cały „Skrawek czerni”.
Bądźmy szczerzy – autor-hobbysta pisze głównie (a w każdym razie na początku) dla własnej satysfakcji. Może to i egotyczne a nawet niezdrowe uczucie, kiedy sprawia ci przyjemność czytanie czegoś, co sam napisałeś.
Ale fajne.
Walka dogasa. Hałas cichnie.
Biegające po ogrodzie sylwetki stopniowo zamierają w bezruchu. Czas zwalnia,
pragnąc choć na chwilę złapać oddech. Przestrzeń wygładza się i uspokaja. Kala
chowa sztylety do pochwy i staje naprzeciwko płonącej rezydencji. Pożar zarazem
hipnotyzuje ją i niepokoi.
Znów, jedna po drugiej, niczym
warstwy obieranej cebuli, opadają kolejne warstwy rzeczywistości. Co skrywa się
po drugiej stronie ognia? Dziewczynie wydaje się, że tańczące płomienie kreślą
w powietrzu jakiś wzór. Ogarnia ją zagadkowe przekonanie, że powinna zrozumieć
ich mowę. Odczytać drgania powietrza.
I wtedy, niespodziewanie, po raz
kolejny tej dziwnej nocy, rzeczywistość rozcina krzyk. Wołanie o pomoc
przerażonej dziewczynki. Gdzieś tam, osaczona poprzez płomienie, po
przesłoniętych dymem korytarzach, błądzi córka Fayati, nadaremno próbując
odnaleźć bezpieczne wyjście.
Kala podchodzi do budynku, tak
blisko, że pożar niemal osmala jej włosy, a dym drażniąc wdziera się do płuc.
Dziewczyna wytęża wzrok, usiłując przeniknąć gorejący blask, zrozumieć wzór,
zlokalizować Tvishę. Lecz ogień oślepia jej zmysły, krzyk rozmywa się pośród
falowania niestabilnej rzeczywistości. Jak wyłowić go spośród cierpiących
głosów milionów innych istot?
Rozpacz ogarnia serce Kali.
Zdaje sobie sprawę, że jeżeli dziewczynka umrze teraz pośród płomieni, nie
otrzymawszy pomocy, cały Wszechświat umrze wraz z nią, a to co go zastąpi, będzie
obojętne i pozbawione duszy, choć, być może, nikt oprócz Fayati i jej samej nie dostrzeże zmiany.
Tak dzieje się za każdym razem, prawda? Od zawsze o tym wiedziałaś.
Wtem materię świata rozdziera
kolejny krzyk. Najpotężniejsze z zaklęć. Ostatnie słowa każdego przerażonego
dziecka.
Ratuj, mamo.
Kala skacze do przodu i znowu
się cofa. Dźwięki i obrazy mieszają się ze sobą i nie jest już w stanie
rozróżnić wirujących wokół kształtów. Nadać im imiona i znaczenia.
Ratuj, mamo.
Kto krzyczy? Córka Fayati? Ona sama?
Kim jest ta mała dziewczynka, porzucona przez czas i przestrzeń na samym skraju
nicości? Wędrująca poprzez morze lepkiej, szarej mgły?
Ratuj, mamo.
Elohe uśmiecha się i macha jej
ręką na pożegnanie tuż przed skokiem do wody. Palila i Sione przytulają
szlochającą Raali. Madagorski wojownik przeszywa duszę Kali Spojrzeniem Ponad
Zasłoną. Darya Tabazi pochyla się nad nią z troską. Przystojny mężczyzna w
białej koszuli dotyka dłonią pętających ją łańcuchów. Wysoka, piękna kobieta
delikatnie wciera w jej policzek gojącą maść.
Ciemny cień przesuwa się po
śniegu.
Ratuj, mamo.
Kto krzyczy? Tvisha? Ona sama?
Dziewczyna opada na kolana,
poddając się rozpaczy. Po raz kolejny zawiodła, nie zrozumiała wiadomości
ukrytej w drganiach powietrza. Miliony głosów zlewają się w jeden a potem
stopniowo cichną. Wszechświat powoli ogarnia ostateczna cisza i pustka.
Entropia zwycięża.
Nagle jakiś ruch przełamuje
nadchodzącą nieuchronność.
Pojawia się kontrapunkt.