W sekcji "do pobrania" zamieściłem właśnie darmowego ebooka z opowiadaniem Pocałunek Królowej Piasku. Jak już napisałem w innym miejscu, jest to moja luźna wariacja na temat Królowej Śniegu Andersena.
Królowa Śniegu zawsze była popularna wśród pisarzy SF i Fantasy. W tym momencie przychodzi mi do głowy choćby Lew, Czarownica i Stara Szafa Lewisa, Królowa Zimy Joan D. Vinge (w oryginale jest Snow Queen czyli Królowa Śniegu) czy też intrygujące opowiadanie Patricii McKillip Snow Queen (ze zbioru Harrowing the Dragon). Oczywiście, jakby pogrzebać, znalazłoby się tego o wiele, wiele więcej.
No, ale właściwie to chciałem o czym innym. Przy okazji re-edycji opowiadania (bo pierwotnie napisałem je i opublikowałem dawno, dawno temu) naszła mnie pewna refleksja.
Już jakoś tak jest, że pewne opowieści, pewne archetypy, pewne skojarzenia już w dzieciństwie zasiewają się w naszej wyobraźni, a potem kiełkują i wzrastają wraz z nami całe życie. W moim przypadku bardzo wiele tropów prowadzi właśnie do Królowej Śniegu. Przy czym śnieg kojarzył mi się zawsze pozytywnie - z przestrzenią, wolnością, ucieczką.
Zrobiłem szybki rachunek sumienia. Oprócz tekstu o którym wspomniałem powyżej, śnieg pojawia się również w moim debiutanckim opowiadaniu sprzed 20 lat (pierwszym publikowalnym jakie kiedykolwiek napisałem). Co więcej, pojawia się w nim piękna kobieta wędrująca poprzez śnieżną przestrzeń:) Ten sam motyw znowu powraca na początku Studni Zagubionych Aniołów. A w CK Monogatari znowu mamy śnieg, który jakby zapowiada nadejście niezwykłości, przesilenia w życiu Piotra oraz Yuki Yamadę, która pojawia się wraz z nim. No, kto zgadnie, co po japońsku oznacza imię Yuki? No jasne. Swoją drogą, ciekawe, że nikt z recenzentów nie dostrzegł wyraźnej aluzji do Yuki Onna, znanej postaci z japońskiej demonologii (przypomnijcie sobie choćby pierwszą część klasycznego filmu Kwaidan Kobayashiego). W drugiej części Teraii, którą właśnie piszę, Królowa Śniegu okazuje się ulubioną baśnią Ariela, nierozerwalnie złączoną w jego dziecięcej wyobraźni ze snem o... (tego nie podpowiem, może kiedyś przeczytacie sami). I na sam koniec - w moim najnowszym opowiadaniu bohaterowie znów podróżują po ośnieżonym stepie (saniami zaprzężonymi w osiem reniferów, żeby było śmieszniej).
To się dopiero nazywa obsesja.
Artur Laisen. Facet, który całe życie z uporem godnym lepszej sprawy pisał o śniegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz