piątek, 13 grudnia 2019

Krzyk


Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu. Od września całkowicie pochłaniały mnie jednak sprawy zawodowe (tak to już bywa, jak jest się autorem-hobbystą). Za to wcześniej, w sierpniu udało się wreszcie ukończyć „Krzyk” – a więc przy okazji i cały „Skrawek czerni”.

Bądźmy szczerzy – autor-hobbysta pisze głównie (a w każdym razie na początku) dla własnej satysfakcji. Może to i egotyczne a nawet niezdrowe uczucie, kiedy sprawia ci przyjemność czytanie czegoś, co sam napisałeś.

Ale fajne.

 

Walka dogasa. Hałas cichnie. Biegające po ogrodzie sylwetki stopniowo zamierają w bezruchu. Czas zwalnia, pragnąc choć na chwilę złapać oddech. Przestrzeń wygładza się i uspokaja. Kala chowa sztylety do pochwy i staje naprzeciwko płonącej rezydencji. Pożar zarazem hipnotyzuje ją i niepokoi.

Znów, jedna po drugiej, niczym warstwy obieranej cebuli, opadają kolejne warstwy rzeczywistości. Co skrywa się po drugiej stronie ognia? Dziewczynie wydaje się, że tańczące płomienie kreślą w powietrzu jakiś wzór. Ogarnia ją zagadkowe przekonanie, że powinna zrozumieć ich mowę. Odczytać drgania powietrza.

I wtedy, niespodziewanie, po raz kolejny tej dziwnej nocy, rzeczywistość rozcina krzyk. Wołanie o pomoc przerażonej dziewczynki. Gdzieś tam, osaczona poprzez płomienie, po przesłoniętych dymem korytarzach, błądzi córka Fayati, nadaremno próbując odnaleźć bezpieczne wyjście.

Kala podchodzi do budynku, tak blisko, że pożar niemal osmala jej włosy, a dym drażniąc wdziera się do płuc. Dziewczyna wytęża wzrok, usiłując przeniknąć gorejący blask, zrozumieć wzór, zlokalizować Tvishę. Lecz ogień oślepia jej zmysły, krzyk rozmywa się pośród falowania niestabilnej rzeczywistości. Jak wyłowić go spośród cierpiących głosów milionów innych istot?

Rozpacz ogarnia serce Kali. Zdaje sobie sprawę, że jeżeli dziewczynka umrze teraz pośród płomieni, nie otrzymawszy pomocy, cały Wszechświat umrze wraz z nią, a to co go zastąpi, będzie obojętne i pozbawione duszy, choć, być może, nikt oprócz  Fayati i jej samej nie dostrzeże zmiany.

Tak dzieje się za każdym razem, prawda? Od zawsze o tym wiedziałaś.

Wtem materię świata rozdziera kolejny krzyk. Najpotężniejsze z zaklęć. Ostatnie słowa każdego przerażonego dziecka.

Ratuj, mamo.

Kala skacze do przodu i znowu się cofa. Dźwięki i obrazy mieszają się ze sobą i nie jest już w stanie rozróżnić wirujących wokół kształtów. Nadać im imiona i znaczenia.

Ratuj, mamo.

Kto krzyczy? Córka Fayati? Ona sama? Kim jest ta mała dziewczynka, porzucona przez czas i przestrzeń na samym skraju nicości? Wędrująca poprzez morze lepkiej, szarej mgły?

Ratuj, mamo.

Elohe uśmiecha się i macha jej ręką na pożegnanie tuż przed skokiem do wody. Palila i Sione przytulają szlochającą Raali. Madagorski wojownik przeszywa duszę Kali Spojrzeniem Ponad Zasłoną. Darya Tabazi pochyla się nad nią z troską. Przystojny mężczyzna w białej koszuli dotyka dłonią pętających ją łańcuchów. Wysoka, piękna kobieta delikatnie wciera w jej policzek gojącą maść.

Ciemny cień przesuwa się po śniegu.

Ratuj, mamo.

Kto krzyczy? Tvisha? Ona sama?

Dziewczyna opada na kolana, poddając się rozpaczy. Po raz kolejny zawiodła, nie zrozumiała wiadomości ukrytej w drganiach powietrza. Miliony głosów zlewają się w jeden a potem stopniowo cichną. Wszechświat powoli ogarnia ostateczna cisza i pustka. Entropia zwycięża.

Nagle jakiś ruch przełamuje nadchodzącą nieuchronność.

Pojawia się kontrapunkt.